Wpis
- 11. 10. 2011, Asia J.
-
jak z przyjemnością wpuścić się w maliny
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w Kazimierzu Dolnym rozkoszując się między innymi urokiem złotej, polskiej jesieni. Pola z cukiniami i dynią, uginające się pod ciężarem owoców winorośla, jabłka, gruszki no i mnóstwo malinowych plantacji. Niesamowita obfitość barw, owoców i warzyw była obecna wszędzie. Niewyczerpane zasoby jak okiem sięgnąć
Malin już prawie nikt nie zbiera, więc są dostępne dla mniej lub bardziej przypadkowych przechodniów. Jednak czasu na zbieranie nie było zbyt wiele, na szczęście w czasie jednego ze spacerów udało się spotkać ostatnich plantatorów wiozących malinowe plony do skupu. Kupiliśmy od nich 18 kilo owoców po bardzo przystępnej cenie, trochę jeszcze dozbieraliśmy i zaczęło się przetwarzanie. Maliny do robienia przetworów są idealne, bardzo aromatyczne, nie wymagające mycia, obierania, drylowania… wrzucamy do garnka i już się robi. A potem w środku lodowatej zimy otwieramy taki słoiczek z malinowo-lawendowym sosem i znowu na chwilę czujemy ciepłe jesienne słońce, widzimy te kolory, czujemy zapachy…2 kg malin
1/2 kg brązowego cukru
garść kwiatów i listków lawendyMaliny wrzucamy do garnka z grubym dnem, posypujemy cukrem i dusimy, najpierw na średnim ogniu, aż się zagotują, następnie redukujemy płomień i dusimy bez przykrycia, często mieszając ok. 2 godzin. Dobrze jest dusić nasze malinki przez dwa trzy dni, wpływa to na gęstość malinowego sosu. Możemy też wzbogacić maliny gruszkami lub śliwkami, wszystkie polączenia będą pyszne. Należy tylko uważać na proporcje, żeby inne owoce nie stłumiły malinowego aromatu. Sprawdzamy smak, jeśli są za mało słodkie dodajemy jeszcze cukier. Gdy maliny nabiorą gęstej, lejącej konsystencji i są już odpowiednio słodkie, dodajemy lawendę. Zagotowujemy ostatni raz i wrzące przelewamy do wyparzonych słoików, zakręcamy wyparzonymi zakrętkami i stawiamy do góry nogami. Gdy wystygną, stawiamy je na „nogach” i chowamy do spiżarni. Znakiem tego, że proces pasteryzacji przebiegł pomyślnie jest delikatnie wklęśnięta przykrywka. Bardzo ważne: uważajcie, żeby się nie poparzyć i starannie wycierajcie słoik pod zakrętką, tam nie ma prawa nic zostać, bo spleśnieje i popsuje nam nasz cudowny przetwór!
W środku zimy otwieramy słoik malinowego, gęstego sosu, podgrzewamy i polewamy nim kaszkę jaglaną na śniadanie, robimy malinową salsę do pieczonych warzyw lub sos do ryby, nie wspomnę o lodach waniliowych….- Słowa–klucze:
- lawenda, maliny, pasteryzacja, przepis, weki
Niedawne wpisy
Twój komentarz
Książka „Klapsa czy konferencja?”

Nasza książka jest zupełnie inna niż wszystkie. Oprócz wielu wypróbowanych przepisów i wyjątkowego designu, dwóch kolorów okładki, ma ciekawą formę pamiętnika.
Każdy rozdział zaczyna sie od zabawnej historyjki z życia głownej bohaterki, która to urządza parapetówkę, leczy kaca, zaprasza rodziców na obiad i tak dalej. Opowieści te łączą sie z różnymi daniami, które to serwuje sobie i swoim najbliższym ta urocza osoba.
Co my tu z zresztą będziemy o tym opowiadać, to trzeba przeczytać!
Na zachęte obejrzyjcie sobie z bliska kilka stron.
Komentarze
Magdalenka napisał(a) 11. 10. 2011 o 20:50:
Paulina napisał(a) 12. 10. 2011 o 1:03:
Asia J. napisał(a) 12. 10. 2011 o 9:29:
mnemonique napisał(a) 18. 10. 2011 o 7:19: