Wpis
- 27. 03. 2012, Asia J.
-
Kalifornijskie, zielone chipsy
Byłam ostatnio w San Francisco. To absolutnie wyjątkowe miasto nie tylko dlatego, że tam zaczęła się hippisowska rewolucja, ale też dlatego że wogóle jest źródłem nowych ruchów, trendów, zmian w obyczajowości i kulturze. Oprócz kolorowej gejowskiej dzielnicy Castro, oprócz steampunkowych miejsc-sklepów, gdzie w tajemniczej, magicznej atmosferze sprzedaje się i prezentuje obiekty i przedmioty z równoległej rzeczywistości, oprócz cudownej Mission pełnej genialnych reastauracji, zapachu burito i manekinów z wypiętymi pupami i wielu, wielu innych atrakcji ma też w każdej dzielnicy przynajmniej jeden targ! Targ pełen organicznej lub conajmniej wolnej od pestycydow żywności. Były to ważne miejsca moje podróży, nie dość że mnóstwo zdrowego, pięknego jedzenia, czasami calkowicie nierozpoznawalnego przeze mnie jako jedzenie, to jeszcze bardzo przystojni sprzedawcy-hodowcy. Jednym słowem raj!
Hitem tegorocznej wiosny, w tej pełnej obfitości krainie jest jarmuż (kale). U nas bardzo mało popularny, znany bardziej ze scenerii cmentarzy w listopadowy dzień, gdzie jako długo zielona roślina zdobił niejeden nagrobek, tak przynajmniej ja go wspominam z okresu dzieciństwa, gdy jeździliśmy na Wszystkich Świętych do rodziny na tzw wieś. W moim dorosłym życiu ponownie zapoznałam się z nim przez Paulinę, która uwielbia eksperymenty z kulinarnymi nowościami. Powoli sie rozpowszechnia i można znalezć go zawsze w makro i czasmi na targach z warzywami. W Kaliforni jedzą go w różnej formie, mają też wiele jego odmian, mniej lub bardziej pokarbowanych. Ja jadłam jarmuż w sałatce, gdzie drobno pokrojony świetnie się komponował z marchewką, pomarańczą i delikatnym cytrusowym winegretem, ale też w formie chrupiących chipsów (bardzo modne!). Poszłyśmy więc z Kasią na targ i kupiłyśmy dużo tych twardych, zielonych, soczystych liści. Wybrałyśmy model o mało karbowanych brzegach, bo taki wydawał nam się wtedy najlepszy, ale okazało się że nie ma to znaczenia, bo następnego dnia zostałyśmy poczęstowane postrzępionymi chipsami, które były równie doskonałe….Chipsy z jarmużu
- liście jarmużu
- sól morska
- oliwa z oliwek Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Pojedyńcze liście dokładnie myjemy i co najważniejsze w tym przepisie bardzo dokładnie suszymy i wycieramy, nie może na nich zostać ani jedna kropla wody. Jeśli tego nie dopilnujemy, to pod wpływem temperatury liście zmiękną i nigdy nie będą chrupiące. Wysuszone liście dokładnie smarujemy oliwa z oliwek i oprószamy solą. Wkładamy do nagrzanego piekarnika. Jeśli nie zamierzamy piec liści od razu to możemy je zostawić posmarowane oliwą, ale nie posolone, bo sól sprawi, że zmiękną. Pieczemy ok 20 minut, czujnie obserwując cały proces i sprawdzamy na jakim etapie jest nasza przekąska. Liście muszą byc chrupiące jak chipsy, ale nie przypalone. Jest to bardzo proste w przygotowaniu, ale wymaga odrobiny uwagi. Dobry efekt jest gwarantowany. Podpieczone liście wyjmujemy z piekarnika. Możemy podać je w calości lub pociąć nożyczkami na mniejsze kawalki. Nasza pierwsza partia trochę za bardzo się podpiekła, ale druga była już taka jak trzeba.
Niedawne wpisy
Twój komentarz
Książka „Klapsa czy konferencja?”

Nasza książka jest zupełnie inna niż wszystkie. Oprócz wielu wypróbowanych przepisów i wyjątkowego designu, dwóch kolorów okładki, ma ciekawą formę pamiętnika.
Każdy rozdział zaczyna sie od zabawnej historyjki z życia głownej bohaterki, która to urządza parapetówkę, leczy kaca, zaprasza rodziców na obiad i tak dalej. Opowieści te łączą sie z różnymi daniami, które to serwuje sobie i swoim najbliższym ta urocza osoba.
Co my tu z zresztą będziemy o tym opowiadać, to trzeba przeczytać!
Na zachęte obejrzyjcie sobie z bliska kilka stron.
Komentarze
Majka napisał(a) 29. 03. 2012 o 8:08:
Asia J. napisał(a) 29. 03. 2012 o 14:47:
Kama napisał(a) 27. 05. 2012 o 18:25:
Asia J. napisał(a) 28. 05. 2012 o 9:56:
desan napisał(a) 25. 07. 2012 o 11:07: